Asia
-Bartek co Ty tam robisz, spieszę się do pracy.-Zapukałam do drzwi łazienki zdenerwowana z pośpiechu.Miałam jedyne 10 minut do wyjścia gdyż po długiej nocy spędzonej razem zaspałam. Jak na złość władował mi się tam Kurek. Pukałam bezustannie gdy po kilku minutach otworzył mi w mokrych poszarganych włosach, owinięty jedynie ręcznikiem wokół pasa. Widok był nieziemski jakby stał przede mną Grecki Bóg.
Z zadziornym uśmiechem torował mi przejście.
-Przepuść mnie proszę, spóźnię się.- Stałam przed nim bezradna.
Zamiast wykonać to o co go prosiłam, zgarnął mnie w swoje ramiona. Przywarłam do niego choć dobrze wiedziałam, że będę miała kłopoty.
-Kocham Cię i to bardzo mocno, a jeszcze mocniej gdy się złościć jesteś wtedy tak urocza.-Oznajmił mi.
Zaczerwieniłam się.
-Już mnie nie kokietuje tylko daj wejść do tej toalety. Bo jak kupimy mieszkanie to będziemy mieli 2 łazienki.
-Jaki dom? Coś planujesz?
-Chyba nie chcesz tu mieszkać jak weźmiemy ślub?
-Ślub czy Ty możesz mnie wtajemniczyć co planujesz?- Odpowiedział zdziwiony
-Żartuje narazie chcę się cieszyć dniem tego nauczyła mnie przeszłość. Uciekam do pracy bo gdy przyjdę szef mnie zje. Mamy dziś ważne spotkanie z kontrahentami z Francji.- Ucałowałam go w policzek.
-Tylko nie ucieknij mi z żadnym żabojadem.-zażartował
-Wolę Ciebie mimo tego brzuszka.-Mrugnęłam
-Jakiego brzuszka?-Odezwał się oburzony. Chciałam go zdenerwować. Stał tak zdezorientowany aż zebrało mi się na śmiech. Popatrzyłam na zegarek. Znowu się spóźnię. Pomachałam mu na do widzenia.
Wsiadłam do samochodu gdy chciałam odpalić rozdzwoniła się komórka. Głośno westchnęłam.
Popatrzyłam na ekran wyskoczyło imię Agi. Odebrałam.
-Cześć, proszę mów zwięźle co chcesz mi przekazać bo bardzo się spieszę.- Powiedziałam lekko podirytowana.
-Cześć mam do Ciebie małą sprawę, mam
nadzieję, że się zgodzisz.-Usłyszałam w jej głosie troskę. -Nie miałabyś ochoty
wybrać się ze mną na USG? Dziś mam umówioną wizytę u ginekologa. Jeżeli nie
możesz zrozumiem, bardzo mi zależy byś
była tam ze mną.
Przeklęłam w duchu. Dlaczego ja? I dlaczego teraz. Nie
miałam wyboru byłam jej przyjaciółką.
-Myślę, że znajdę czas. O której mam być po Ciebie?- Zapytałam
miłym ale wysilonym tonem.
-Koło 17. Dziękuję Ci. Do zobaczenia.-Agnieszka nawet nie
wyczuła mojej nie chęci.
Bardzo chciałam widzieć jak się będzie rozwijać jej
potomek tylko nie byłam na tyle pewna by utrzymać na wodzy emocje. Może uda mi się czym usprawiedliwić.Szybko się opamiętałam gdyż takie zachowanie nie było by fair. Czego nie robi się dla przyjaciół.
Pędziłam do pracy, nie zapominając o tym, że istnieją takie rzeczy jak ograniczenia prędkości.
Obmyślałam nagłówek na jutrzejsze wydanie tygodnika sportowego.
Byłam tak zamyślona, że mogło się wydawać iż mam zwidy.
Niedaleko budynku w jakim pracowałam stała Monika była dziewczyna Bartka.
Niestety złe przeczucia się sprawdziła. To była Ona jak zwykle "piękna".
Gdy tylko mnie zobaczyłam podbiegła do mnie z nietęgą miną.
"No to super, czego ten babsztyl może chcieć ode mnie."
-Mam do Ciebie sprawę.- Powiadomiła mnie w dość niekulturalny sposób.
Postanowiłam być miła i nie wyglądać na podirytowaną. Nie ukrywam od razu działała mi na nerwy.
-Słucham Cię.
-Mogłabyś trzymać się od Bartka z daleka. On jest mój.- To ostatnie zdanie wypowiedziała tak pewnie, że chciałam jej wybuchnąć w twarz śmiechem.
-Niestety mylisz się. Przykro mi.- By za studzić jej zapał pokazałam dłoń na którym świecił pierścionek zaręczynowy.
Zrobiła się czerwona i wyraźnie podniosłam jej ciśnienie tym gestem. Sama się o to prosiła.
-To jeszcze nic nie znaczy.
-Udajesz czy po prostu jesteś taka głupia?- Miałam jej dosyć. Ludzie zaczęli nam się przyglądać.
-Chciałabym żeby Bartek się o tym dowiedział pierwszy ale nie pozostawiasz mi wyboru.
Jestem z Twoim narzeczony w ciąży. Spodziewam się dziecka.
Te ostatnie słowa sprawiły mi ból choć ledwo do mnie dotarły. Nogi się pode mną ugięły.
Spojrzałam na nią, szukając na jej twarzy odrobiny kłamstwa. Nie żartowała, a na potwierdzenie tego
za zaśmiała się ironicznie. Naśmiewała się ze mnie. Z mojej bezradności.
Szumiało mi w głowie, wszystko wydawało się takie nielogiczne.
Odeszła lekkim krokiem jakby cały swój ciężar przeniosła na mnie.
Weszłam szybko do budynku by uciec od spojrzeń zaciekawionych przechodniów.
Czułam się taka poniżona i brudna. Jaka musiałam być naiwna by wierzyć, że całe zło jakie mnie kiedyś dręczyło umarło.
W toalecie przemyłam sobie twarz zimną wodą. Przyjrzałam się w lustrze, widziałam tylko cień samej siebie.
Czemu akurat teraz. Otworzyłam drzwi z taką siłą jaką nie powstydziłby się żaden kulturysta.
Wściekła do granic możliwości, wparowałam do biura mojego szefa. Nie mogłam mu powiedzieć o tym co się wydarzyło. Nie byłam gotowa na kolejne poniżenie. Wcisnęłam mu bajeczkę o chorych rodzicach.
Przyjął ją bez większej nieufności i puścił mnie do domu. Tak bardzo chciałam się rzucić na łóżko krzyczeć z bezradności i złości. Płakać tak długo bym poczuła ulgę. Pojechałam prosto do domu.
Na szczęście Bartek był jeszcze na treningu. Nie dałabym rady spojrzeć mu w oczy.
Jeszcze niczego nieświadomy. Nie interesowało mnie to jak On się poczuje. Skupiłam się na
Zrobiła się czerwona i wyraźnie podniosłam jej ciśnienie tym gestem. Sama się o to prosiła.
-To jeszcze nic nie znaczy.
-Udajesz czy po prostu jesteś taka głupia?- Miałam jej dosyć. Ludzie zaczęli nam się przyglądać.
-Chciałabym żeby Bartek się o tym dowiedział pierwszy ale nie pozostawiasz mi wyboru.
Jestem z Twoim narzeczony w ciąży. Spodziewam się dziecka.
Te ostatnie słowa sprawiły mi ból choć ledwo do mnie dotarły. Nogi się pode mną ugięły.
Spojrzałam na nią, szukając na jej twarzy odrobiny kłamstwa. Nie żartowała, a na potwierdzenie tego
za zaśmiała się ironicznie. Naśmiewała się ze mnie. Z mojej bezradności.
Szumiało mi w głowie, wszystko wydawało się takie nielogiczne.
Odeszła lekkim krokiem jakby cały swój ciężar przeniosła na mnie.
Weszłam szybko do budynku by uciec od spojrzeń zaciekawionych przechodniów.
Czułam się taka poniżona i brudna. Jaka musiałam być naiwna by wierzyć, że całe zło jakie mnie kiedyś dręczyło umarło.
W toalecie przemyłam sobie twarz zimną wodą. Przyjrzałam się w lustrze, widziałam tylko cień samej siebie.
Czemu akurat teraz. Otworzyłam drzwi z taką siłą jaką nie powstydziłby się żaden kulturysta.
Wściekła do granic możliwości, wparowałam do biura mojego szefa. Nie mogłam mu powiedzieć o tym co się wydarzyło. Nie byłam gotowa na kolejne poniżenie. Wcisnęłam mu bajeczkę o chorych rodzicach.
Przyjął ją bez większej nieufności i puścił mnie do domu. Tak bardzo chciałam się rzucić na łóżko krzyczeć z bezradności i złości. Płakać tak długo bym poczuła ulgę. Pojechałam prosto do domu.
Na szczęście Bartek był jeszcze na treningu. Nie dałabym rady spojrzeć mu w oczy.
Jeszcze niczego nieświadomy. Nie interesowało mnie to jak On się poczuje. Skupiłam się na
własnym cierpieniu. Ona nie zasługiwała na to by nosić jego dziecko. Nie Ona tylko Ja.
Ledwo otworzyłam drzwi od mieszkania. Łzy przyćmiły cały obraz, osuwając lekko po policzkach
jakby miały oznajmiać dobre uczucie. Leciały bezwładnie na podłogę. Na której z braku sił
i ja wylądowałam. Szlochałam nieustannie. Czołgając się do łóżka. Sen przyniósł ulgę ciepiącej duszy.
Zabrał mnie daleko, dając poczucie bezpieczeństwa w kolorowych obrazach.
Bartek
-Chłopaki zostanę ojcem.- Oświadczył tak znikąd Aleks.I rozpoczęły się gratulacje. Ja już wcześniej to zrobiłem, więc teraz poklepałem go po plecach, śmiejąc się, że nie będzie tak łatwo wydostać mu się na piwo. On sam się tym nie przejmował. Widać było po nim, że jest trochę przerażony ale świadomy i gotowy. Wychodząc z szatni, zacząłem sobie wyobrażać jakby to było gdyby teraz wracał do domu, a tam czekał by na mnie mój mały synek lub córeczka.
Uśmiechnął się do siebie. Wszystko jest możliwe.
Wychodząc z hali zauważyłem sylwetkę kobiety. Była oparta o mój samochód tyłem do mnie.
Nie możliwe by to była Asia gdyż powinna być jeszcze w pracy. Podszedłem bliżej i myślałem, że
to nie możliwe ale jednak stała tu Monika. Moja była dziewczyna. Dałem jej przecież do zrozumienia, że
nie chcę mieć coś z nią nic wspólnego.
-O jesteś nareszcie.-Uśmiechnęła się nie mrawo
-Tak, więc co cię tu sprowadza.- Nie chciało mi się silić na bycie miły
-Mam do Ciebie sprawę, a raczej pewną informacją.
-Słucham-Nie za bardzo interesowało mnie to co miała mi do przekazania. Patrząc na nią teraz nie wiem
co w niej widziałem.
-Chciałabym ci o tym powiedzieć w innym miejscu. Możemy pojechać do kawiarni lub chociaż do parku?-Zaproponowała
-Nie możesz teraz mi tego powiedzieć, szczerze powiedziawszy śpieszy mi się.- Oznajmiłem bez ogródek
-Mimo wszystko wolałabym by odbyło się to w milszym klimacie.-Postawiła na swoim
-Dobrze, wsiadaj pojedziemy do pobliskiej kawiarni.-Zgodziłem się bo chciałem mieć ją jak najszybciej
z głowy by wrócić i wpaść prosto w ramiona mojej narzeczonej.
Jechaliśmy kilka minut. Przez czas tej trasy ani razu nie odezwaliśmy się do siebie. Spojrzałem na Monikę była zamyślona i zmartwiona.
Pierwszy wysiadłem z auta i postanowiłam jej otworzyć drzwi. Mimo tej sytuacji postanowiłem zachować dobre maniery.
Weszliśmy do kawiarni, która pomimo swojej dużej powierzchni zachowywała klimat i intymność do spotkań towarzyskich. Chciałem od razu przejść do sedna naszego spotkania.
-Wypijesz kawę?
-Monika!- Robiłem się podirytowany
-Przepraszam.-Zrobiła smutną minę.- Nie wiem jak Ci o tym powiedzieć.
Zrobił chwilę przerwy i popatrzyła smętnie w okno.
-Jestem w ciąży.- Wypaliła z nienacka
Myślałem, że się przesłyszałem.
-Słucham? Znaczy się jak to?
-Bartek czy mam Ci tłumaczyć jak się robi dzieci?-Zapytała z sarkazmem
-Nie o to mi chodziło. Tylko o to, że robiliśmy to tylko jeden jedyny raz.- Odpowiedziałem trochę ciszej
-Widocznie ten jeden raz wystarczył.-Odpowiedziała mi nie patrząc mi w twarz.-Jeszcze jedno. Powiedziałam o tym fakcie Twojej narzeczonej. Nie masz za co dziękować.
A co do dziecka chcę je urodzić. Będę je wychowywać sama ale oczekuje alimentów.- Oznajmiła mi to
tak zimno i oschle, że nawet dokładnie nie mogłem się o niczym dowiedzieć. Ja Ojcem?
Nie umiałem niczego sobie poukładać w głowie. Monika opuściła już lokal.
Jak mogła mi to zrobić. Powiadomić o tym wszystkim Joasię. A co z dzieckiem? Wychowa się beze mnie?
To nie tak miało wyglądać. Byłam u granic wytrzymałości.
Pojechałem prosto do domu. Bałem się o narzeczoną. Wchodząc do domu zauważyłem, że zniknęła
część jej garderoby. Nie nie mogła mi tego zrobić, nie teraz. Zrozpaczony krążyłem po domu.
Na pustym stole kuchennym ujrzałem kartkę. Podniosłem ją, była wyrwana z zeszytu i pisana szybko przez
roztrzęsione dłonie.
"Ty na pewno także już wiesz. Ja też wiem. Wyjechałam na kilka dni do rodziców.
Nie dzwoń i nie pisz przez ten czas. Chcę to sobie przemyśleć.
Twoja Joasia"
Osunęłem się na podłogę, jak małe dziecko czułem się tak bezsilny.
Rzeczywistość mnie przerosła. Oddałem się bólowi który rozchodził się gładko po moim
ciele zostawiając za sobą blizny.
______________________________________________________________
Witajcie najdrożsi :)
Nie wiem od czego zacząć. Może od przeprosin. Gdzieś się pogubiłam i nie umiałam logicznie
zebrać tego do kupy. Zmotywować się i usiąść nad tym opowiadaniem. Obiecałam wam, że je dokończę i
obietnicy dotrzymam. I jest rozdział który powstawał 2 miesiące. Każda linijka innego dnia :)
Trochę szokujący i znów smutny ale cóż zrobić tego się nie odzwyczaję. Mam nadzieję, że nie odeszliście
ode mnie mimo wszystko.
Zapraszam do komentowania ;*
Wasza Lilly ;*